wtorek, 25 grudnia 2012

capitulo 2

12:25, Warszawa, Polska

"Do ciebie, mój luby,
Spełniam ten toast zbawienia lub zguby"
- Nauczycielka przeczytała podniosłym głosem.
Miałam już dosyć. Wszystko tylko nie "Romeo i Julia". Już od tygodnie omawiamy tę historię naiwnie zakochanej 14 latki i faceta który dałby się pokroić dla laski której nawet nie zna. Żałosne, prawda? No bo zastanówcie się, jaka miłość przetrwałaby aż po grób bez wzajemnego zaufania, bez oparcia w drugiej osobie? Żadna. A jakie oparcie można mieć w kimś kogo zna się od 4 dni? Żadne. A czy można mu ufać? Nie. Kolejna historia wyssana z palca. Zastanawiam się tylko czemu stanowi wzór dla setek, ba! dla tysięcy dzieł. Banalna historia tragicznej 'miłości'. O ile można to w ogólne nazwać miłością. Takich rzeczy nie ma, nie istnieją, nie zdarzają się. A już na pewno nie w XXI wieku. W erze komputera i związków opartych na smsach.
- To może Klaudia? - z zamyślenia wyrwał mnie głos pani Urszuli Dyrek.
- Ymmm a jakie było pytanie? - zapytałam nie ukrywając znudzenia.
- Co miał na myśli Shakespeare pisząc powyższe słowa.
- Nie chciałabym być niegrzeczna ale skąd mogę to wiedzieć? Może powinna pani zapytać Shakespeare'a? - odparłam.
Po klasie przeszedł krótki śmiech. W sumie przyda się trochę humoru w tej trupiarni.
- Słucham? - zapytała oburzona nauczycielka.
- Mogę pani powiedzieć o co moim zdaniem chodzi w tej wypowiedzi ale to zapewne pani nie interesuje...
- Widzę że chcesz zabłysnąć, Silva. To w takim razie powiedz co sądzisz o całym utworze. Dlaczego, twoim zdaniem, "Romeo i Julia" to dramat absolutnie ponadczasowy?
- Szczerze mówiąc sama zadaje sobie to pytanie. To bezwartościowy chłam. Pytała pani dlaczego jest ponadczasowy, tak? A może dlatego, że ludzie lubią wierzyć w to, że spotka ich w życiu coś pięknego, niespotykanego? No właśnie - niespotykanego. Naprawdę szkoda mi tych wszystkich ludzi którzy na podstawie tego dzieła ustalili swój własny system wartości. Zero dumy, zero własnej tożsamości. Wszystko podporządkowane komuś kogo ledwo się zna, albo jeszcze lepiej - nie zna. Nie zastanawiała się pani nigdy czemu Julia zabiła się widząc martwego ukochanego?
- Oczywiście zabiła się z miłości. Bo jej życie bez Romea nie miałoby już sensu - odpowiedziała nauczycielka pewnym głosem nie bardzo wiedząc do czego dążę.
- Dokładnie. Czy to nie żałosne? Że jej całe życie, to kim jest i jak postrzega świat, dosłownie wszystko zależało od kogoś kogo ledwo zna?
- A czyż to nie miłość w życiu jest najważniejsza? - zapytała nauczycielka myśląc że jej przytaknę.
- Czyli Julia nie kochała swojej rodziny? Ludzi z którymi silne więzy powinny łączyć ją od dnia urodzin a nawet 9 miesięcy przed tym dniem? No bo jak można sprawić rodzicom taki ból? To wręcz nieludzkie.
Dyrek otworzyła buzię ze zdziwienia. Oczywiście nie powiedziała mi że mam rację, ale widziałam w jej oczach że następnym razem zastanowi się dłużej zanim wda się z kimś w dyskusję.
- Dobrze, nie dyskutujmy o tym, bo ten temat nie ma dna - podsumowała podnosząc głowę nienaturalnie wysoko.
W drodze do domu myślałam tylko o dzisiejszym treningu. To w tym roku pierwszy sprawdzian, czyli nowość dla dziewczyn które doszły w tym roku. Na razie jest nas dość dużo, 30 dziewczyn... Zdecydowanie za dużo. Ale na następny trening przyjdzie góra 15. Chyba, że źle oceniam te laski. Na moim pierwszym roku po siłówce wypadło 10 osób. To prawdziwa męczarnia. Prawie 3 godziny wysiłku. Na normalnym treningu wysiłek też jest niemiłosierny, ale przynajmniej robisz to co kochasz. A nieskończone serie przysiadów, długie biegi i setki brzuszków to zdecydowanie nie to co kocham. Zero kontaktu z piłką. Przyjmując że normalnie na każdym treningu na sali zostawiamy hektolitry potu, to w ten jeden dzień w roku wylewamy na halę jakieś megalitry albo gigalitry tej śmierdzącej substancji... Obrzydlistwo.
- Klaudia! Ej, nie idź tak szybko! Czekaj! - usłyszałam na plecami kiedy wyrwałam się z zamyślenia.
Spojrzałam przez ramię ale nie zobaczyłam nikogo kto byłby warty zatrzymywania, więc szłam dalej.
Nagle ktoś złapał mnie w talii od tyłu.
- Co się tak przyssałeś. Spadaj - burknęłam, ale zaraz widząc jego minę wybuchłam śmiechem.
- To było niemiłe. Teraz oficjalnie się na ciebie obrażam - Max wydął dolną wargę i założył rękę na rękę.
No właśnie, Max. To mój kolega z klasy. W sumie chyba mogę go nazwać przyjacielem... tak myślę. O ile przyjacielem jest ktoś kto od kilku lat daje ci jasne znaki że na ciebie leci, pomimo twoich jasnych sygnałów że i tak nie ma szans. Bo sygnały w stylu "Spadaj Max, bo i tak nie masz szans. Nie miałeś, nie masz i nie będziesz miał" chyba są dość jasne, prawda? Ale wie o mnie wszystko i świetnie się dogadujemy więc tak, to chyba mój przyjaciel.
- Boże, może w końcu będę miała chwilę spokoju - wymruczałam pod nosem.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nie.
- Tak myślałem.
I znowu oboje wybuchnęliśmy śmiechem. czasami tak mielimy, wy też na pewno tak macie. Po prostu idziecie z kumplem i śmiejecie się bez powodu, prawda? To normalne kiedy masz dobre towarzystwo. Ja mam tak najczęściej jak idę sama, no ale mówiłam już, dobre towarzystwo to podstawa.

###########################################################################
No i co myślicie? Na razie totalnie bez akcji, dużo przymulania i ogólnie straszliwe nudy, ale może jakoś wytrzymacie, wierzę w was <3
Musze was jakoś wprowadzić w ten mój mały magiczny świat :)
Miłego czytania, i do napisania wkrótce
+ byłabym baaaardzo wdzięczna za pierwsze komentarze :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz